![]() |
●●●●●●●●○○ |
1. Feast 2. Indulgence 3. Myopic 4. Sermon 5. Warmer Months 6. Corrupt 7. Little Seeds 8. Telepaths 9. Vitiate 10. The Fire Sculptures
SKŁAD: Chris W. - gitara; James M. - wokal; Chris M. - perkusja; Brandon M. - gitara; Mike H. - bas
Produkcja: Chris Woodford i James McDonough
WYDANIE: 29 czerwca 2012 - Hypaethral Records
Wydana w roku 2010 Epka "Colossus" zespołu Titan to
najlepsza rzecz jaką słyszałem w post-metalu od lat. W momencie, kiedy
protoplaści gatunku zaczęli zjadać własny ogon lub wytyczać sobie całkiem nowe
ścieżki artystyczne, a jeszcze inni odeszli w niebyt, jak choćby znakomite
Isis; zespoły, które kolejnymi krążkami zachwycają spragnionych hałasu słuchaczy możnaby policzyć na palcach jednej ręki. W międzyczasie w Toronto
narodził się Titan, który swoją drugą EP-ką (wspomniany wyżej "Colossus";
pierwsza EP nazywa się "Chrysantemum Pledge") przywróciła mi wiarę w gatunek... Titan nie podjął się jednak próby gruntownego odświeżenia post-metalu, jak
możnaby się spodziewać. Oni poszli w kierunku jego... brutalizacji.

Ponad połowa albumu za nami i dochodzimy do najdłuższego na longplay'u Warmer Months, który niczym mityczny Tytan niszczy wszystko na swojej drodze. To czysta potęga, której nie da się zatrzymać. Trzeba się jej poddać. Zdecydowanie jedna z najmocniejszych kompozycji zespołu. Po nim, jakby dla ukojenia starganych nerwów, kwintet serwuje nam króciutki akustyczny Corrupt, ale zaraz po jego wyciszeniu nadciąga kolejny brutalny cios - Little Seeds, bo o nim mowa, przez ponad 5 minut nie daje chwili wytchnienia, a jedno wyciszenie, które się w nim pojawia jest tak krótkie, że nawet nie zdąży rozbudzić nadziei na spokój. Drugi najdłuższy na płycie Telepaths pełen jest dźwiękowych zabaw, momentami podchodzących nawet pod black metal. 3 minutowy Vitiate śmiało mógłby być częścią Telepaths, tymczasem jest pewnego rodzaju pasażem prowadzącym do finałowego The Fire Sculptures. Klamra zostaje zamknięta i wkracza kolejny siedmiominutowiec, który ma bardzo podobną konstrukcję do otwierającego Feast. Brutalność i bezkompromisowość łączy się tutaj z finezją, trzeba przyznać, uzdolnionych muzyków. Godne zamknięcie dla tego świetnego krążka.

Na początku tej recenzji zachwycałem się EP-ką "Colossus",
jak więc w stosunku do niej wypada "Burn"? W moim osobistym rankingu chyba
żadne dzieło Kanadyjczyków nie przebije już tego potężnego ciosu. Może to
dlatego, że to niespełna półgodzinne opus było perfekcyjne, a Burn ma jednak
momenty, w których traciłem uwagę. 57 minut to wcale nie tak dużo, ale w przypadku
tak intensywnej muzyki może wielu słuchaczy odstraszyć lub zwyczajnie zmęczyć.
Ja na szczęście, mimo ewidentnych podobieństw w konstrukcji poszczególnych
utworów nie nudziłem się ani przez chwilę. Zespół umiejętnie dozuje napięcie,
po za tym zapodają tu mnóstwo wpadających w ucho riffów. Czuję, że w tym roku Burn może być jednym z najmocniejszych albumów gatunku, ale zawsze warto zweryfikować
to samodzielnie.
UWAGA: Uważajcie jednak przy poszukiwaniu dyskografii Titan,
bo zespołów o tej nazwie jest całkiem sporo.
Oficjalna strona zespołu: www.itanslays.com
Myspace: www.myspace.com/titanslays
Bandcamp: titanslays.bandcamp.com
TITAN - FEAST
Komentarze Facebook
Komentarze Disqus